Wschód na Tarnicy i przejście bieszczadzkiej pętli w cudownej zimowej aurze!!
Koniec stycznia a Pogórze Strzyżowskie przypomina bardziej wiosnę niż środek zimy. Tęskno mi było za widokiem białego puchu, dlatego dołączyłem do bardzo fajnej grupy osób w wyjeździe na Tarnicę. Plan był prosty, wschód na najwyższym szczycie polskich bieszczad, a później się zobaczy 🙂
Wyjeżdzamy z Rzeszowa o 23.00, po drodze robimy kilka przystanków i około 3.00 w nocy zjawiamy się na parkingu w Wołosatem. Nad naszymi głowami migotają pieknie tysiące gwiazd. Posiłek, drobne przepakowanie oraz znalezienie i założenie czołówki. Bez sprawdzonej i naładowanej latarki wyjście w nocy jest niemożliwe!! Tak przygotowani rozpoczęliśmy marsz na sam szczyt. Szło się bardzo przyjemnie, mając duży zapas czasu, mogliśmy robić co jakiś czas przerwy. Śnieg w niektórych miejscach był bardzo zbity i zmarznięty, przez co robiło się małe lodowisko. W drewnianej chatce tuż przed najbardziej stromą częścią szlaku, zakadamy raczki. Po wyściu z lasu próbujemy bezskuczecznie dostrzec gwiazdy. Opadająca mgła szybko ostudziła w grupie nadzieje na piękne widoki o wschodzie. Ja uznałem to za dobry znak. Jakieś 200 m przed szczytem pojawiły się świecące punkciki na niebie. Wychodzimy podad mgłę 🙂 Nie pozostało nic innego jak wyciągnąć aparat i uchwycić te cudowne widoki.
Było kompletnie ciemno, mimo tego statyw i długi czas naświetlania pozwoliły zarejestrować obrazy niewidoczne gołym okiem. Od wschodu chmury chmury przybierały odcienie czerwieni i fioletów a odbijające się od nich promienie zabarwiały tańczące na wietrze mgły. Było po prostu magicznie!!
Bliżej wschodu mgły w dolinach zaczęły znikać, pozostawał jedynie pas chmur przewalający się przez grzbiety Krzemienia i Halicza. Wraz z przejściem niebieskiej w złotą godzinę widoczne było ocieplenie barw otaczającego krajobrazu. Duża część grupy zdecydowała się na przejście pętli bieszczadzkiej – przez Halicz i Rozsypaniec. Mając na barkach plecak pełen sprzętu początkowo planowałem przejście kawałka Szerokiego Wierchu i powrót do Wołosatego. Jednak patrząc z każdą minutą na to co dzieje się na grzebiecie Krzemienia i Halicza, rownież obrałem tą dłuższa i bardziej męczącą trasę.
Dziwnym trafem zostałem sam na szczycie 🙂 Grupa schodziła już z Siodła pod Tarnicą, aby ich dogonić musiałem się mocno śpieszyć a nawet biec. Złapałem ich w Chatce na przełęczy Goprowców, gdzie kończyli śniadanie. Ruszamy dalej spokojnie trawersując Krzemień i Kopę Bukowską. Wiatr przepychał masy chmur zasłaniając co chwilę widoki. Na Haliczu robimy przerwę zachwycając się dynamicznie zmieniającym się krajobrazem. Jest pięknie ale trzeba iść dalej. Mijamy Rozsypaniec i dochodzimy do przykrytej śniegiem “Gierkówki”, która prowadzi nas przez ostatnie 7 km do Wołosatego. Jeśli zastanawiacie się czy warto zimą wybrać się w Bieszczady to zapewniam że WARTO!!
Użyty sprzęt:
Aparat: Pentax K1 oraz Pentax K5 II
Obiektyw: Irix 15mm F2.4 , Sigma 24-135mm F2.8-4.5, Tamron 70-200mm F2.8
Statyw: Genesis Gear A3 z głowicą BH-34